wtorek, 9 grudnia 2014

Marudzę sobie

Od roku łykam prochy i niby jest lepiej ale nie do końca. Jestem zestresowana prawie cały czas. Wieczorami nosi mnie jak by się miało coś stać. Po prostu boję się kolejnego świtu, nowego dnia.
Boję się że znów pojawią się jakieś problemy, sytuacje..... Dzwoni telefon a ja wpadam w panikę. Zaczęłam kochać ciszę. Domofon milczy, telefon też. Zwłaszcza od rana do jakiejś 16tej.
Dlaczego.... Dlaczego ręce drżą a w żołądku wszytko się przewraca. Za każdym razem. Bo ktoś coś będzie chciał, bo będę coś komuś  musiała tłumaczyć, wyjaśniać itp.  Do tej 16tej nawet jeśc nie mogę bo wszystko staje w gardle.  Czuje zmęczenie tą sytuacją. Ostatnio nawet spinam się cała gdy 
widzę że ktoś napisał wiadomość na FB. Przecież to nic a ja cała w nerwach. I jeszcze ta myśl...."Nie masz z kim pogadać".... "Jesteś z tym sama".... Udaję że jest ok. Może nawet nie udaję co bardzo chcę by tak było. Może zwariowałam. Może oszalałam. Może....... Może te wszystkie większe i mniejsze sprawy przytłoczyły mnie za bardzo. Nie potrafię sobie poradzić i czuję się przez to jak w klatce. Wiem że są dwie sprawy które dręczą mnie najbardziej. Że gdyby się coś zmieniło z resztą jakoś bym się uporała. Tylko co z tego jeśli wiem że te sprawy ciągną się już tak długo i nie prędko cokolwiek się może zmienić. Jestem tym bardzo zmęczona. Czasami nawet nie mam sił na łzy. Nie chcę by się ktoś przejmował tym co piszę. Po prostu muszę się chociaż trochę wygadać. Najchętniej to bym wrzeszczała, coś rozwaliła.... A potem spała tydzień.  Najgorsze jest to że obecne samopoczucie odbiera mi chęć do robienia czegokolwiek. Zakopała bym się w pościeli i koniec. Nic mi się nie chce, nic... Mam takie małe chwile gdy pojawia się chęć... Ale ona jeszcze szybciej znika. 
Często mam ochotę by wszyscy zapomnieli o mnie. I tak niewiele już pamięta. A z drugiej strony czuję taką wielką potrzebę by mieć w koło ludzi. Jestem dziwna. Mogła bym napisać że powinnam się leczyć ale przecież się leczę. Heh, może dobrze że jeszcze został mi humor. Tylko czemu częściej jest to czarny humor. No dobra, chyba starczy. Teraz muszę jakoś zebrać się w sobie i przetrwać ten dzień. I jutro.... i tydzień....




4 komentarze:

Yovi pisze...

Joasiu ja o Tobie pamietam caly czas.

Czasem dobrze jest sie wygadac . Nie wiem kochana co cie dreczy ale powiem ci ze ze wszystkiego mozna wyjsc ... ja w to wierze bo jestem wlasnie na takiej drodze... z dna ku gorze ... jest bardzo ciezko ale kazdego dnia jestem coraz wyzej... a czas leczy rany :*

Mariolka... pisze...

Wiem, że to Ci nie pomoże ale wiedz, że jak się wygadasz to będzie Ci lepiej.
Zawsze to tak działa - wyrzucasz z siebie cząstkę tego, co Cię psuje od środka...
Wiem, że pogoda teraz niezbyt sprzyjająca ale poleciłabym Ci wyjście na spacer - i jak tylko ktoś Cię zaczepi powiedz, że się spieszysz i idź dalej... wogóle nie myśl o tym, co inni myślą i co moga od Ciebie chcieć.. czasem trzba mieć wszystko głęboko w "D" i pomysleć o samej sobie. Mi spacery bardzo pomagają...nawet te samotne.

Pozdrawiam, Mariola;)

Caro-ART pisze...

Ja ostatnio żyję według słów "Bądź jak gołąb - sraj na wszystko". jeśli nie masz wpływu na to co Cię otacza to daruj sobie ot po prostu. Wiem, ze to trudne i to bardzo <3
Dasz radę i nie bój się prosić o pomoc. 3mam kciuki i przytulam

Anonimowy pisze...

Czytam teraz książkę Bóg nigdy nie mróga, jest to zbiór 50 porad opartych o życiowe doświadczenie. Jedna z nich idealnie pasuje mi do tego jak może Ci pomóc: nie płacz w samotności, płacz w towarzystwie, tutaj możesz to zmienić i się wygada,ć na blogu. Będzie lepiej i trzymaj się. Gorąco polecam Ci ksiązkę, może odnajdziesz tam coś dla siebie:)