wtorek, 23 grudnia 2014

Robię zdjęcia

Nowy aparat w użyciu. Niestety jeszcze sporo czasu minie zanim dojdę co i jak. 
Przydał by się mi jakiś kurs, ktoś kto by mi pokazał jakie mam możliwości,
jakie ustawienia dobre tu a jakie tam. Jak na razie pstrykam sobie ot tak i 
cieszę się że mam zwykłe zdjęcia w lepszej jakości niż do tej pory.
 Zmieściłam się w bąbce


 Poprzednim aparatem po zmroku nie dało się zrobić zdjęcia.
Tym daję radę. Wiem że mogą być lepsze ale uczę się.
Kalisz nocą
 
I niestety mokra a nie ośnieżona poręcz

wtorek, 9 grudnia 2014

Marudzę sobie

Od roku łykam prochy i niby jest lepiej ale nie do końca. Jestem zestresowana prawie cały czas. Wieczorami nosi mnie jak by się miało coś stać. Po prostu boję się kolejnego świtu, nowego dnia.
Boję się że znów pojawią się jakieś problemy, sytuacje..... Dzwoni telefon a ja wpadam w panikę. Zaczęłam kochać ciszę. Domofon milczy, telefon też. Zwłaszcza od rana do jakiejś 16tej.
Dlaczego.... Dlaczego ręce drżą a w żołądku wszytko się przewraca. Za każdym razem. Bo ktoś coś będzie chciał, bo będę coś komuś  musiała tłumaczyć, wyjaśniać itp.  Do tej 16tej nawet jeśc nie mogę bo wszystko staje w gardle.  Czuje zmęczenie tą sytuacją. Ostatnio nawet spinam się cała gdy 
widzę że ktoś napisał wiadomość na FB. Przecież to nic a ja cała w nerwach. I jeszcze ta myśl...."Nie masz z kim pogadać".... "Jesteś z tym sama".... Udaję że jest ok. Może nawet nie udaję co bardzo chcę by tak było. Może zwariowałam. Może oszalałam. Może....... Może te wszystkie większe i mniejsze sprawy przytłoczyły mnie za bardzo. Nie potrafię sobie poradzić i czuję się przez to jak w klatce. Wiem że są dwie sprawy które dręczą mnie najbardziej. Że gdyby się coś zmieniło z resztą jakoś bym się uporała. Tylko co z tego jeśli wiem że te sprawy ciągną się już tak długo i nie prędko cokolwiek się może zmienić. Jestem tym bardzo zmęczona. Czasami nawet nie mam sił na łzy. Nie chcę by się ktoś przejmował tym co piszę. Po prostu muszę się chociaż trochę wygadać. Najchętniej to bym wrzeszczała, coś rozwaliła.... A potem spała tydzień.  Najgorsze jest to że obecne samopoczucie odbiera mi chęć do robienia czegokolwiek. Zakopała bym się w pościeli i koniec. Nic mi się nie chce, nic... Mam takie małe chwile gdy pojawia się chęć... Ale ona jeszcze szybciej znika. 
Często mam ochotę by wszyscy zapomnieli o mnie. I tak niewiele już pamięta. A z drugiej strony czuję taką wielką potrzebę by mieć w koło ludzi. Jestem dziwna. Mogła bym napisać że powinnam się leczyć ale przecież się leczę. Heh, może dobrze że jeszcze został mi humor. Tylko czemu częściej jest to czarny humor. No dobra, chyba starczy. Teraz muszę jakoś zebrać się w sobie i przetrwać ten dzień. I jutro.... i tydzień....